“Mamo, mamo zatroskana, nie bądź tak zapracowana…, dziś chętnie Ci pomogę sprzątnąć pokój, zmyć podłogę…” taki wierszyk nie tak dawno usłyszałam z ust mojego dziecka na święcie rodziny. I choć wszystko było pięknie, ładnie i z rozmachem, to tak się zastanawiam, kto nas drogie mamy w te szufladki wkłada?
Dobrze się składa, bo jestem świeżo po lekturze książki, którą nosiłam pod pachą za długo, ale jej czas właśnie dojrzał, tym bardziej, że wiele tam wątków, które społecznie wciąż pokutują. Dlaczego ja mama, postrzegana jestem przez moje dziecko, jako zatroskana, zapracowana, przeciążona i z tym wyrazem twarzy, który świadczy o wielu problemach, którym tylko matka podoła.
Prawdą jest, że dzieci potrzebują rodziców troskliwych, a rodzicielstwo wyklucza lenistwo, raczej, choć przecież nie zawsze…. Jednak przede wszystkim dzieci potrzebują rodziców odpowiedzialnych, ponieważ brakuje im praktycznego doświadczenia życiowego, zdolności przewidywania i jasnego przeglądu różnych sytuacji, a zdobycie tych kompetencji wymaga pomocy dorosłych. I wcale nie chodzi o wychowywanie, chodzi o to, aby rodzic był przywódcą. Co to znaczy? można go scharakteryzować w następujący sposób: jest proaktywny, empatyczny, elastyczny, zorientowany na dialog i troskliwy. A teraz po kolei:
- być rodzicem proaktywnym, to znaczy trzymać się swoich celów w interakcjach z dzieckiem, a nie tylko reagować na to, co nasze dziecko mówi lub robi
- być rodzicem empatycznym, to ćwiczenie umiejętności dostrzegania RZECZYWISTEGO człowieka-dziecka. O empatii znacznie więcej tu: http://www.dzieci-smieci.pl/empatyczny-badz/
- być rodzicem elastycznym, pielęgnowanie gotowości do brania pod uwagę różnych zmian i procesów u dziecka, no i u siebie też. Jest przeciwieństwem niezłomnej “konsekwencji”
- troska i dialog rodzicielski, mowa o nim, kiedy dostrzegamy i traktujemy poważnie nasze dzieci, ich potrzeby, myśli, pomysły i uczucia – również wtedy, kiedy nie są nam one po drodze, a nawet, kiedy są sprzeczne z naszymi.
Tylko wdrażając w życiu rodziny wszystkie te czynniki, możemy budować autorytet osobisty i być liderem, przywódcą w rodzinie. Jeszcze do niedawna autorytet rodzica opierał się na bezpardonowym egzekwowaniu swojej władzy wobec dzieci. Znacie to? rodzic-policjant, na którego miłość trzeba sobie zapracować. Kiedy nastąpiła zmiana? między innymi, wtedy, gdy kobiety zadecydowały, by zerwać z podrzędną rolą wobec mężczyzn, zmienił się również styl przywództwa, choć na pewno znajdą się tacy, którzy z nostalgią wspominają, o “dawnych, dobrych czasach”, w których kobiety i dzieci “głosu nie miały”.
W takim razie, przed jakim wyzwaniem stoją dzisiejsi rodzice? Być takim przywódcą w rodzinie, dla którego każdy się liczy, nie ranić integralności dzieci, współmałżonka, ani własnej. Od czego zacząć? Jesper Juul twierdzi, że od autorytetu osobistego, takiego, który budujemy na poczuciu własnej wartości, znajomości samego siebie, szacunku i zaufaniu do siebie, i umiejętności poważnego traktowania swoich wartości i granic. A także poważnego traktowania innych ludzi, bez względu na wiek. Trudne to jest dla naszego pokolenia, wychowanego w domu i społeczeństwie, gdzie należało się dostosować i upodobnić do innych, teraz boimy się, że dbając o siebie, uznani zostaniemy za bardzo skupionych na sobie, do tego rażący brak wzorców.
Nie da się zbudować osobistego autorytetu bez przejęcia odpowiedzialności za siebie, za to jak chcę żyć i jak chcę troszczyć się o rodzinę? Przy tym nie czuć się winnym, że daleko nam do tzw. “rodzica doskonałego”. Bez poczucia winy, wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za relacje z dzieckiem, w której to zawsze rodzic w stu procentach odpowiada za jakość tych relacji. Nie ma tu miejsca na stwierdzenie, że “jeśli w relacji z dzieckiem wszystko jest w porządku, to jest to nasza zasługa. Ale jeśli coś nie gra, to jest to jego wina” , a ja wciąż takie stwierdzenia słyszę i to z ust, ludzi wykształconych i naprawdę świetnie radzących sobie w życiu.
Odpowiedzialność osobista i autorytet pozwalają nam mówić jasno i z czystym sumieniem, czego chcemy, a czego nie, co lubimy, a czego nie. To połowa, wszystkiego co trzeba zrobić, żeby zdobyć szacunek i zaufanie naszych dzieci. Kolejna połowa to empatia i nasze pragnienie poznania dziecka, takim, jakie ono jest. Kiedy poznamy dziecko najlepiej? Bardzo podoba mi się, to co mówi Jesper Juul: przypomina mi, że kiedy moje dziecko pojawiło się na świecie, byłam tak skupiona i ciekawa tego, co potrzebuje, że w szybkim czasie potrafiłam odróżnić płacz z powodu głodu, od tego z powodu zmęczenia. Że metodą prób i błędów dochodziłam do tego, o co chodzi mojemu dziecku. Działałam w sposób podobny do wszystkich rodziców zachwyconych i skupionych na nowo narodzonym dziecku. Jednak, co ciekawe gro rodziców, mniej więcej wtedy, kiedy dziecko kończy 2 latka, zmienia taktykę. Już wyrobili sobie zdanie na temat swojego dziecka, i teraz od uczenia się razem z dzieckiem, przechodzą do nauczania, od prowadzenia i bycia prowadzonym do pouczania i poprawiania, od dialogu do monologu. Jednym zdaniem: zastępujemy proces uczenia się, procesem egzekwowania władzy…
Trudność rodzicielskiego przywództwa polega na zbudowaniu i rozwijaniu sensownych i dobrych relacji z dziećmi. Żeby takie relacje zbudować, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: kim tak naprawdę ja jestem? bycie matką, ojcem jest najlepsza szansą na dojrzewanie, ponieważ miłość naszych dzieci, czyni nas wrażliwymi i delikatnymi, jak żadna inna relacja. Na tym polega doskonała wymiana między rodzicami i dziećmi: my dajemy im życie, w zamian otrzymujemy bodziec, żeby na nowo odzyskać swoje. O rzeczywistej jakości rodzicielstwa decyduje nasza chęć i możliwość podjęcia wyzwań, które stawiają przed nami dzieci, oraz przekształcenia ich w lepsze życie.
W książce dużo miejsca poświęcono, na omówienie jakości związków po związku, czyli par rozwiedzionych. Polecam, głównie z uwagi na mądre rady jak przewodzić dzieciom w rodzinach podzielnych.
Zmierzając do podsumowania, zaczęłam od wierszyka, który wywołał mój opór, jaki jest związek zatroskanej matki z książką “Rodzic jako przywódca stada?” jest tu rozdział: “Być kobietą i matką”, drogie mamy wykuć na pamięć i codziennie powtarzać! jak jasno i zgodnością podkreślać własną integralność? jak rozwijać zdrowy indywidualizm? jak nie stać się ofiarą, ani maniaczką kontroli? Bo największy prezent jaki możemy dać swoim dzieciom, to zadbanie o siebie i swój związek. Przede wszystkim dajmy sobie prawo do mówienia: NIE!, do płaczu, do złości, do realizacji własnych marzeń, do powiedzenia nie chce mi się, dziś na obiad garmażerka, a posprzątamy innym razem…
Jest szansa, że Twoja mama dziś i jutro też nie będzie zatroskana! Jest szansa, że moja córka nauczy się szanować moje granice i stawiać własne, bo nikt inny jej tego nie nauczy!
Jak zwykle gorąco polecam książkę Jespera JUUl
http://wydawnictwomind.pl/rodzic-jako-przywodca-stada/
Zamiast tak bardzo skupiać się na wychowaniu skupmy się na relacji. Z dzieckem, ze współmałżonkiem, z innymi ludźmi… Dzieci się tego domagają, a my chcemy żeby były grzeczne. My w sensie rodzice – tacy zadaniowcy 😉
oj tak, wydaje nam się, że trzeba “wychowywać, “rozmawiać” a zwykle wystarczy być, ale tak naprawdę być obecnym.
Mam podejrzenie, że tą książkę czytała też autorka metody Cudowne Dziecko, Aneta Czerska. Robiłam wywiad z jedną mamą, która była u niej na szkoleniach i też była mowa, że rodzic powinien być przywódcą stada i że w rodzinie powinna być hierarchia jak w stadzie wilków, bo to w dużym uproszczeniu daje dziecku poczucie bezpieczeństwa.
Jesper Juul mówi, że kiedy potrafimy jako rodzice stawiać własne granice i je szanować, dzieci czują się bezpieczne, bo widzą kto jest przywódcą…
Ja widzę to tak, że dzisiejsi rodzice muszą być jeszcze bardziej ludźmi renesansu niż kiedykolwiek indziej.
Myślę że rozwiązaniem jest po prostu stawianie jasno postawionych granic i konsekwencja w działaniu. Główną przyczyną tego że dzieci dziś dostają wszystko, czego chcą jest właśnie brak konsekwencji.