Miłość do dzieci

Niby prosta sprawa, wiadomo mamy czytać, czytać i jeszcze raz czytać z dziećmi, i dzieciom. Czytać sobie i dla siebie. Obcować ze słowem pisanym, bo wszelkie wyniki badań donoszą, że nie czytamy, czytamy za mało, albo wcale!

Faktycznie, niby prosta sprawa, staram się robić to w naszym domu, regularnie i w sposób uporządkowany – czytając z dziećmi. Problemów jest kilka, mamy dzieci w różnym wieku i trudno dobrać lekturę odpowiednią dla każdego, jeszcze trudniej czytać każdemu z osobna, raz w tygodniu to i owszem, ale codziennie, nie ma szans!

Jednak czytać dzieciom to jedno, a zaszczepić w nich miłość do książek to zupełnie co innego. Tym bardziej, że czas mamy taki, kiedy królują telefony, tablety, telewizor i różne inne gadżety, które nawet nie wiem jak się nazywają…, a przecież czytać trzeba! To zacznijmy od początku, kto ma czytać?

Od poniedziałku chodzimy do szkoły, pierwsze wywiadówki za nami, mam przyjemność, po raz ostatni (mam nadzieję) brać udział w pasowaniu pierwszoklasistki. Dużą część spotkania rodziców zajmuje dyskusja, co dzieciom kupić z tej okazji. Pomysły ciekawe i drogie i tanie, jednak ilekroć pada nieśmiałe: a może książka? albo słownik ortograficzny, z którego dzieci będą korzystały przynajmniej do klasy III, po klasie rozchodzi się pomruk, że tyle książek w domu mają te dzieci, tyle słowników, a wszystko leży, żaden szanujący się uczeń po książkę z własnej woli i chęci nie sięga!

I tak siedzimy na tej wywiadówce, oburzeni, że dzieci po książki nie sięgają…, co z tym fantem zrobić? wiadomo, nie inwestować w książki, kolejne tytuły, które będą zbierały kurz i nikt ich nie przeczyta.

Nie do końca zgodzę się z opinią, że czytanie wynosimy z domu, jestem przekonana, że czytania uczymy się, jak wielu innych rzeczy. Jestem, też przekonana, że potrzebujemy do tego wsparcia innych czytających, często nie są to nasi rodzice, czasem wystarczy jedna ciekawa książka, jedno ciekawe opowiadanie, jedna niedokończona opowieść, rozbudzona ciekawość, niesforny, pasjonujący bohater.

Kto i jak powinien i może zainspirować dzieci do obcowania z książką, do czytania? albo inaczej, kto widzi taką potrzebę? przecież możemy się z nimi bawić, chodzić na wycieczki, oglądać filmy i też aktywnie uczestniczymy w życiu dziecka i budujemy jego (nasz) świat. To trzeba czytać?

Mam dobre wieści: dzieci nie muszą czytać! no dobra, przynajmniej na początku…, bo poczytają im rodzice, codziennie, przez 20 minut, to obowiązek,ale można dłużej. I kiedy tak sobie czytamy, to nie o miłość do literatury tu chodzi (choć jest duża szansa, że uda się ją zaszczepić) a raczej o naszą miłość do dzieci, bo czytając z dziećmi:

  • budujemy więź pomiędzy nami a dzieckiem
  • wzmacniamy samouznanie dziecka
  • budujemy mocny system wartości dziecka i kształtujemy jego wrażliwość moralną
  • uczymy myślenia i koncentracji
  • rozbudzamy zainteresowania
  • jesteśmy razem, po prostu

Najważniejsze, decydujące o zdrowiu i przyszłości dziecka rzeczy, dzieją się w domu , w rodzinie, a decyduje o tym postawa i zaangażowanie rodziców. Jestem świeżo po lekturze książki: “Wychowanie przez czytanie” dwóch autorek Ireny Koźmińskiej i Elżbiety Olszewskiej. Dlatego podobnie jak autorki powołam się na słowa Platona: “wychowanie to uczenie dzieci czerpania przyjemności z tego, co dobre”, warto przemyśleć, czy jako rodzic nie zaniedbuję obowiązku wobec dziecka? Rozdział 14 książki, pomaga znaleźć takie lektury, które pomogą nam uczyć dzieci wartości: odpowiedzialności, sprawiedliwości, szacunku, przyjaźni, solidarności itp.

Lektura książki, zmotywowała mnie do działania, choć czytamy od zawsze, to ograniczyłam dostęp do zasilanego prądem narkotyku, czyli TV, oraz do telefonów i jeszcze mocniej zaangażowaliśmy się we wspólne czytanie. Aktualnie kończymy “Awanturę o Basię” Kornela Makuszńskiego i jestem zachwycona bogactwem języka, już dawno czytanie z dziećmi nie było tak trudne i pasjonujące, tyle nowych słów, rzadko używanych, a niosących w sobie treść, emocje trafiające w punkt. Polecam!

Książkę “Wychowanie przez czytanie” mam w egzemplarzach dwóch i chętnie się podzielę. Wystarczy napisać w komentarzu pod wpisem, lub na FB, która książka przeczytana z dziećmi, zapadła Wam w pamięć?

 

11 thoughts on “Miłość do dzieci”

  1. My również czytam, tzn. Ja czytam dzieci narazie słuchają. Ja lubię czytać od zawsze, kocham książki. Z moim dziecmi bywało różnie ale od kiedy został im ograniczony do minimum dostęp do tv i komputera to zainteresowanie książką wzrosłoku mojej radości. Chcę aby moje dzieci czytały a nie pusto patrzyły w ekran. Bajki w tv są teraz okropne, no jest kilka wyjątków ale ogólnie to cieńko. Za to ksiażki dla dzieci są teraz takie piękne i mądre, że aż grzech ich nie czytać. Mam nadzieję, że uda mi się zaszczepić w nich miłość do książek.
    Ostatnio ze starszmy synem czytamy Najfutbolniejszych oraz przygody Neli małej reporterki. Młodszy ma 4 lata i bardzo lubi Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek oraz Małą encyklopedię domowych potworów a ksiażką która pierwsza ich zainteresowała była książka Święta dzieci z dachów.

  2. Jestem nauczycielką i od wielu lat czytam dzieciom. Właśnie jesteśmy przy książce “Pajęczyna Charlotty” z kolekcji ” Cała Polska czyta dzieciom”. Jestesmy zachwyceni. Dzieci słuchają a ja żałuje, że nie znała tej ksiązki kiedy moje córki były małe. Polecam . Miła, z humorem napisana . Może kiedyś będę ją czytać swoim wnukom.

  3. Czytam dla siebie, dla własnego rozwoju, czytam bo lubię! Czytam mojej córce z tych samych powodów! Wychowanie przez czytanie-dostępne od ręki! Czytam wszystko, blogi o dzieciach także☺! P.s. książkę wypożyczyłam, ale wspaniale byłoby mieć własną!

  4. Witam, ja jestem mamą 3-latki i 16-miesieczniaka, więc to co trzyma obu przy jednej lekturze to Picture booki Nie ma dnia bez opowiadania o tym co się dzieje w książkach “Auta” i “Na budowie” – Córeczka interesuje się losami bohaterów, Synek pojazdami oczywiście. Co do przemycania zasad dobrego zachowania przydaje się “Rok w przedszkolu”, bo dzieciaki tam kombinują różne rzeczy i – o dziwo – Kicia Kocia. Bardzo sceptycznie podchodziłam do tej bohaterki bo najzwyczajniej nie podoba mi się sama nazwa. Po prostu jakoś biło od niej infantylizmem. Tymczasem Kicia Kocia to nasza bajkoterapia. Córka szła do przedszkola – pomogła “KK w przedszkolu”, zaczęły się walki z Bratem o zabawki – pomaga wciąż i bezustannie “KK – To moje!”, bunt Dwulatki i teraz Trzylatki – do akcji wkracza “KK mówi NIE!”. A mnie KK nauczyła się więcej uśmiechać dzięki “KK mówi Dzień dobry!”

    1. Kicia Kocia u nas też miała swój czas, później zastąpiła ją seria o Zuzi też wydawnictwa Media Rodzina. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

  5. Nie wyobrażam sobie wychowywania dzieci, bez zachęcania ich do czytania. Mnie tak wychowano, Kondiego tak wychowano – zamierzamy kultywować te wychowawcze tradycje!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *