Zacznijmy od pytania: czy współczesne dzieci, są rozpieszczone? jakby się tak porozglądać, w domu, szkole, na placu zabaw, w autobusie, teatrze, jak się tak rozglądacie, to co myślicie? są?

A jacy są rodzice? czy bardziej permisywni, niż kiedyś? to znaczy, czy rodzice są bardziej zaangażowani w życie swoich dzieci, czy się bardziej interesują, biorą udział i przejmują? Wiem, co sobie myślicie, miałam podobnie. Rodzice bardzo, ale to naprawdę bardzo angażują się w życie swoich dzieci, ukłuto już nawet powiedzenie: “o rodzicach-kosiarkach”, którzy wykosili już tak wiele trudności w życiu swych dzieci, że nie miały one szansy doświadczyć żadnej porażki.
Myślę, że zamiast pytać, czy rodzice za bardzo angażują się w życie swoich dzieci, należałoby zapytać: po co to robią?
Ile razy, czułaś (czułeś) się odpowiedzialna za zachowanie swojego dziecka, ile razy byłaś dumna (dumny), bo zrobiło coś zgodnie z oczekiwaniami, a ile razy miałaś (miałeś) ochotę zapaść się pod ziemię, bo jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia? Niektórzy z nas wykorzystują swoje dzieci do zaspokajania własnych potrzeb emocjonalnych i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Stąd potrzeba zadania pytania: dla kogo rodzice, to robią? Kiedy przeczytałam to pytanie w książce “Mit rozpieszczonego dziecka” Alfie Kohn-a, pojęłam, że tak bardzo jesteśmy skoncentrowani na sobie, swoim poczuciu wartości i swoich brakach, że nie dostrzegamy, kim naprawdę są nasze dzieci i jakie mają potrzeby? Osobiście, myślę, że to pytanie stanowi sedno nadopiekuńczości, troszcząc się o dzieci, naprawdę rzadko wtedy, o nich właśnie myślimy…
A czego dzieci potrzebują do rozwoju? jak często słyszycie, że dziecko trzeba kontrolować, czego przykładem jest aktualnie wprowadzony do wszystkich chyba szkół, przynajmniej w Wałbrzychu: “mobi dziennik”. Czemu służy? ja nie wiem, naprawdę nie wiem, czemu służy?, wiem za to wszystko, co dzieje się w szkole, dostaję raporty dzienne i raporty tygodniowe, bardzo szybko dowiaduję się, czy moje dziecko na lekcji było, czy nie…, koszmar!!! dlaczego? wszystkie te informacje, trafiają do mnie, matki i wywołują natychmiastową reakcję, jak to nie przygotowany, jak to brak stroju, i jak to przeszkadzał na lekcji?. Kiedy to czytam, mam ochotę “postawić pod ścianą i strzelać”, a tak naprawdę szybko dostać odpowiedź, od moich dzieci, co się takiego zadziało? tylko po co? zapomniał stroju na w-f, no i?, nie przygotowała się, no i? czy to ze mną coś jest nie tak?. Nie chcę kontrolować, chcę mieć z nimi taką relacje, że o tym co dla nich ważne przyjdą i same powiedzą.

Czy musimy kontrolować nasze dzieci, czy chcemy im i sobie to robić? ten sposób kontroli narzucony i uczniom i nam, przybiera skrajną, a nawet przemocową formę. Rozumiem, dzieci potrzebują porządku i przewidywalności, ale żadna kontrola zdrowa nie jest. Opierając się wciąż na książce “Mit rozpieszczonego dziecka” cytuję: “gdy rodzice kontrolują wyniki w nauce dziecka, zwykle oddziałuje to niekorzystnie na jego osiągnięcia i zmniejsza jego zainteresowanie nauką”, dalej czytamy: “że kontrola prowadzi do sytuacji, w której dziecko dostaje miłość i akceptację, kiedy rodzic jest z niego zadowolony. Kiedy nie spełnia oczekiwań rodzica, ten traktuje je chłodno”. Kto z nas musiał zasłużyć na miłość rodziców? i jak się z tym można czuć?
To teraz o “pieszczocie”, czy można rozpieścić dziecko? czy można za mocno zaangażować się, w życie dziecka? oczywiście, że można, ale tylko wtedy, kiedy zaangażowanie będzie formą kontroli.
Nie rozpieścimy dziecka, kiedy aktywnie wspieramy go w decydowaniu o własnym życiu i zaspakajamy jego potrzeby bezwarunkowej miłości, nawet z największym zaangażowaniem.
To może jeszcze na zachętę: rywalizacja i nagrody…, czym jest rywalizacja i czy naprawdę tylko jedna osoba może być zwycięzcą? Rywalizacja jest wyjątkowo destrukcyjna, niszczy pewność siebie i relacje międzyludzkie. Przede wszystkim jednak niszczy motywację wewnętrzną, w której chodzi o to, że podejmujemy działania, dla samych działań. A zatem, nie chodzi o to, jak bardzo jesteśmy zmotywowani, ale co nas motywuje?
A jak uważa, niestety większość rodziców? owóż, bardzo często, uważają, że najlepszym sposobem na to, by przygotować dzieci na bolesne wydarzenia w przyszłości, jest zadbanie o to, by nacierpiały się już teraz. Czy nie lepiej, byłoby przygotować dzieci do życia, ucząc je współpracy i empatii? Najbardziej ucierpi tu nasza relacja z dziećmi, zamiast reagować na indywidualne potrzeby dzieci, skłaniamy je do samodzielności, oraz do przekonania, że porażka, jest dla nich korzystna.
Rywalizacja nie jest potrzeba do tego, byśmy doskonalili swe umiejętności. I dzieci i dorośli najlepsze wyniki w nauce uzyskują, kiedy czerpią radość z tego co robią. Kiedy nauce towarzyszy atmosfera radosnego odkrywania i poznawania rzeczy nowych. Absolutnie, nie trzeba nas nagradzać, za robienie rzeczy i osiąganie celów, które nas interesują. I jacy jesteśmy zadowoleni, że nauczyliśmy się czegoś nowego, a jacy pewni siebie, że zyskaliśmy nową umiejętność.
W dalszej części książki przeczytacie o tym, dlaczego samodyscyplina jest przereklamowana i czym jest refleksyjna buntowniczość. Zachęcam, tym bardziej, że już za chwilę o nowej książce Alfie Kohna: “Mit pracy domowej”.
Podsumowując, tak jak nie da się za dużo przytulać, podobnie nie można rozpieścić dziecka, i jak twierdzi autor, to nie dzieci pozwalają sobie na zbyt wiele, ale kontrolujący dorośli, oraz tworzone przez nich instytucje…
Za chwilę na blogu konkurs i jeden egzemplarz książki, chętnie oddam w dobre ręce 🙂
http://wydawnictwomind.pl/mit-rozpieszczonego-dziecka/
Chętnie zapoznamy się z tą pozycją, głównie z ciekawości 🙂
Koniecznie
Widzę, że to naprawdę mądra i bardzo potrzebna książka.
Monitorowanie wszystkiego jest straszne, dziecko jest takie wrażliwe, nieodporne nie ma mechanizmow obronnych, który dorosły człowiek wytrzymałby taki terror? Że zapomniał stroju? Przecież to dziecko, nie urodziło się odpowiedzialne i doświadczone. Rywalizacji nienawidziłam od dziecka, bo jeden zwycięzca ma chwilę chwały, a reszta kompleksy na całe życie. Dziecko jest nieodporne, ma ciekna skórę i cierpienie spapra mu przyszłość, prawie każdy dorosły to jakiś emocjonalny kaleka. Tylko empatia i współpraca pozwoli wychowac szczęśliwe dziecko, tylko równowaga. Takie ksiązki powinny być lekturą obowiązkową dla nauczycieli! Bo mądry rodzic sam znajdzie.
Lepiej bym tego nie napisała!