Nie lubię tego słowa, wcale, co to w ogóle znaczy, że mam coś poświęcić? Do nie tak dawna sama tak mówiłam, ale miałam dysonans, bo wcale nie czułam, że coś poświęcam, będąc w domu, w pracy, na zakupach, czytając, gotując, sprzątając, oddając się ulubionym zajęciom.
Wypełniam dzień wieloma koniecznymi, czasem przyjemnymi, czasem męczącymi, zajęciami. Ale czy ja coś poświęcam, bo jestem obecna, bo w czasie kiedy mogłabym oddawać się czemuś co sprawia mi przyjemność i satysfakcję, wykonuje wiele innych mniej lub bardziej ważnych rzeczy?
Czy można poświęcić czas rodzinie, pracy, hobby?
Wśród wielu feministek słychać głosy, jak to nie ma równouprawnienia, bo kobiety rezygnują z tylu fascynujących rzeczy, żeby poświęcić czas dla rodziny, dzieci i męża, który w tym czasie robi karierę. A ci mężowie pracujący mówią o tym, że chcieliby poświęcić więcej czasu dla rodziny, normalnie wszyscy się poświęcamy, albo poświęcić coś chcemy. Marzymy o tym aby móc poświęcić więcej czasu starzejącym się rodzicom, nauce nowych rzeczy, przyjacielowi, nowej pasji…
I wciąż brakuje nam czasu, chęci, samozaparcia, wciąż chcemy, a jednak z trudem nam to przychodzi. Gdzieś, coś robimy chyba źle. Tak się zastanawiam intensywnie nad tym poświęcaniem i dochodzę do wniosku, że błąd pojawia się na początku, w momencie podejmowania decyzji, która niesie za sobą zmianę. Kiedy postanawiam założyć rodzinę, żyję z mężem, pojawiają się dzieci, to już niczego nie poświęcam, decyduję się na takie życie, biorę to na siebie. Kiedy decyduję się na pracę, to ją wykonuję, kiedy spotykam się z przyjaciółmi to dobrze się bawię. Kiedy idę do kina świat realny przestaje istnieć na dwie godziny, przenoszę się w świat opowiadanej historii.
Nie muszę nic poświęcać, muszę podjąć decyzję, a później w niej wytrwać. I cieszyć się tym co wybrałam, oddając się temu w pełni.
poświęcamy coś już przy podejmowaniu decyzji, rezygnując z alternatywy – przed trwaniem w wyborze
Bardzo ciekawa uwaga, ale czy na pewno musimy rozpatrywać ją w kategorii poświęceń?