Jest kilka słów, które po przeczytaniu kolejnej książki Jespera Juula “Być razem”, nabrały dla mnie nowego znaczenia, a może inaczej, odbieram je dziś dosłownie. Pierwsze z nich, to: “jednoznacznie”

Duński pedagog Jesper Juul, prowadzi rozmowę z rodziną (w całej książce przeprowadził ich 7) na temat ich wspólnego funkcjonowania, przychodzą z problemem, oboje pracują w domu z dwójką małych dzieci, i zwyczajnie mają już dość. Bo trudną sztuką jest, nie móc odciąć się od najbliższych, najukochańszych dzieci, nawet na kilka chwil w pracy zawodowej. Rodzice są zestresowani, zmęczeni i źli, głównie na siebie i tu pojawia się słowo: “jednoznacznie”.
Jak nauczyć się jednoznacznie komunikować wobec siebie nawzajem i dziecka, czego chcemy, a czego sobie nie życzymy. Jak rozmawiać z sobą i dziećmi, w sposób bardziej osobisty? Mój komunikat do męża, dziecka, powinien być tak jednoznaczny i jasno sprecyzowany, żeby nie pozostawiał wątpliwości, czego potrzebuję, oczekuję i chcę. Dlaczego mam z tym problem? Ponieważ, martwię się i niepokoję, zwyczajnie boję w jaki sposób bliska mi osoba ten jednoznaczny komunikat odbierze. Z drugiej strony, czy nie o to właśnie chodzi, żeby komunikat nie pozostawiał wątpliwości i sprawa była jasna: “na to mam zgodę, na to już nie”. Nawet, gdy przez chwilę dziecko, czy mąż poczują się urażeni, gdy będzie im przykro, to nasza jednoznaczna postawa, pomoże w przyszłości poradzić sobie z przykrymi uczuciami, czy też informacją, że ktoś może i ma prawo sobie czegoś nie życzyć.
Autor uważa, że zazwyczaj kobietom i matkom trudniej jest tak jasno wyrażać swoje potrzeby dlatego, że w przeszłości nie wolno im było mówić “nie”, oraz stawiać własnych granic. Pewności nie mam…, czy to kwestia płci? zgodzić się jednak muszę, że dla wielu mam i kobiet, bycie dostępną przez cały czas jest równoznaczne z miłością. Przedkładanie potrzeb własnych ponad cudze jednoznaczne jest z egoizmem. Tymczasem, to bardzo ważne, aby dzieci nauczyły się, że w życiu można cenić różne rzeczy. Świadczy to o naszej dojrzałości i jeszcze jeden argument: dla wychowywanych przez nas dziewczynek, jest niezwykle ważne, żeby potrafiły wobec innych ludzi stawiać granice i mówić NIE! i tego najlepiej nauczą się od matek, czujecie tę odpowiedzialność?

Drugie słowo to: “oczekiwania”, żyjąc w takim miejscu jak rodzina, gdzie każdy jest zupełnie innym człowiekiem z potrzebami i marzeniami, nietrudno o pojawienie się oczekiwań. Jednak zarzuty i nierealistyczne oczekiwania, nie spełnią swojego właściwego celu, jakim jest otrzymanie tego, czego się potrzebuje. Zwykle wywołuje to złą atmosferę w rodzinie i związku. Najlepsze jest to, że my sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze oczekiwania, nie nasz partner, czy dziecko. I dlatego potrzebne są nam konflikty, przynoszą realną szansę, aby coś się w rodzinie zmieniło, potrzeba jest tylko gotowości z naszej strony, aby się im poprzyglądać. Podsumowując o ileż prościej powiedzieć: jakie mam wobec Ciebie oczekiwania, jako męża i ojca, niż tworzyć je w swojej głowie i obciążać nimi nic nieświadomego partnera…
I jeszcze jedno, tym razem całe zdanie pana Juula: “wychowanie nie jest procesem intelektualnym”, jak tego pana nie kochać? Ilu rodziców wkłada wiele energii w umoralniające kazania i domaganie się “lepszego” zachowania niż swoje własne. Takie traktowanie wpycha dziecko w konflikt egzystencjalny i zmniejsza jego zaufanie do autorytetów. Po wielokroć słyszę, jak rodzic mówi: “tyle razy mu to już tłumaczyłem, tyle razy już o to prosiłem”. Idealne warunki do rozwoju dziecka to stały kontakt z rodzicem we wspólnym domu. Dzisiaj dzieci spędzają ze swoimi rodzicami dużo mniej czasu, niżby chciały, więc ich możliwości uczenia się przez “osmozę” kompetencji i mądrości życiowej od dorosłych są bardzo ograniczone. Rodzice wciąż nad wyraz często, wierzą w moc pouczania i prawienia dzieciom kazań-metodę, która nigdy się nie sprawdzała. W ten sposób można nauczyć dziecko co najwyżej zachowania przy stole, ale nie życia!
Ciekawe, że choć czasy tak bardzo się zmieniły, dzieci wciąż potrzebują wzoru do naśladowania, kogoś, kto mógłby im posłużyć za wzorzec roli życiowej-to jest wyzwanie! Autor twierdzi, że najbardziej wartościowa rzecz, jaką może zrobić rodzic, to zaprosić dzieci do swojego życia. Pokazać im swoje hobby, pracę, coś co sprawia nam radość i nadaje naszemu życiu sens. Nie ma sensu pytać je na co miałoby jeszcze ochotę-trzeba powiedzieć co będziemy robić i że chcemy, by nam towarzyszyło. Nie ma lepszego sposobu na poznanie rodzica i dziecka niż wspólne wykonywanie jakiejś czynności.
Temat kryzysu w rodzinie i radzenia sobie z problemami, a nawet podejmowanie trudnej decyzji o rozstaniu jest obecny w książce cały czas, w rodzinie nie chodzi o to, kto ma rację, tylko o to, kto, czego chce. Wiele ciekawych zdań na temat “więzi intuicyjnej” i o tym, że krytykowanie działa, jak choroba zakaźna…
Kończąc, i zapraszając Was do przeczytania książki (tym bardziej, że mam jeden egzemplarz do oddania), mogę napisać tylko za Jesperem Juulem: “wyraziste przywództwo dorosłych, jest bardzo ważne dla zdrowego rozwoju dzieci. Jeśli zostają pozostawione same sobie, to jest tak, jakby rodzice odmówili im jedzenia!!!” i jeszcze jedno zdanie:”odpowiedzialność za jakość relacji rodzica z dzieckiem leży po stronie rodzica, a nie dziecka”. Nic dodać nie muszę…
Muszę przeczytać ta książkę, czuję, że będzie dla mnie w sam raz 🙂
Jednoznacznie polecam 😉
Bardzo mądre słowa, szkoda, że nie trafiłam wcześniej na taką książkę. Wczoraj obejrzałam filmik na you tube, który z jakiegoś powodu bardzo kojarzy mi się tematem. W kojcu zgraja małych labradorów, piszczą i kłębią się, żywioł nie do opanowania. Wpuszczają matkę sukę. Szczenięta oblepiają ją w jednej chwili, sięgają do sutków, szarpią, jeszcze chwila i rozedrą na strzępy. Matka stoi cicho, ale nagle odskakuje i krótko, ale groznie szczeka. Nie pomaga, powtarza warcząc dobitnie. I co się dzieje? Szczeniaki cichną, ziewają, kłada się spokojnie. Zapada cisza. Karcenie nie jest złe:)
postawiła jednoznaczną granicę, zadziałało.
Polecam przetestować 😉