Osobiście zachwyciłam się kilkoma książkami z przepisami i radami co z czym jeść, jakich dodatków unikać. To są bardzo zwyczajne rzeczy, ponadczasowa już książka “Zamień chemię na jedzenie” wciąż polecam, bo uczy czytać etykiety i z czasem robić szybko i sprawnie zakupy. Proste rzeczy…, co jeść, żeby siebie i dzieci nie truć, jednocześnie żeby smakowało! Dużo też widzę zachęt do zdrowego żywienia u “koleżanek” blogerek (znajomość jest jednostronna, ja je znam i czytam, one o moim istnieniu niekoniecznie wiedzą). I tak wszystkie mamy żywo interesujemy się żywieniem naszych dzieci, które z kolei żywo zainteresowane są cukrem w każdej postaci i tu zawsze można liczyć na kochającą rodzinę: ciocię, babcię i dziadka!
Ja dziś w temacie jedzenia i owszem, ale jednak skupiłabym się na kochających mamach, których nikt nie nauczył zdrowo się odżywiać, a już o żywieniu swoich dzieci (noworodków) nie wiedzą nic! Dosłownie…
Byłam ostatnio świadkiem takiej sytuacji, mama młoda trzeciego z kolei maleństwa, od dawna już uważa, że wychowała trójkę dzieci to wie i dlatego, zastałam ją z innymi mamami koleżankami i maleństwem w nosidełku, (dwumiesięcznym) które z zaangażowaniem ssało kabanosa. Odruchowo zabrałam dziecku kabanosa i wywołałam oburzenie wszystkich mam, przecież ona poznaje smaki, o co mi chodzi w ogóle? Co ja sobie wyobrażam? Ciekawi mnie co Wy byście zrobiły na moim miejscu drogie mamy? Jak tu wytłumaczyć, że kabanos to przede wszystkim sól, do niczego dwumiesięcznemu dziecku nie potrzebna…
Innym razem widzę mamę z butelką wody na czkawkę tygodniowego maleństwa, wszystko ok, ale po sekundzie dowiaduję się, że woda jest z cukrem bo nie ma nic lepszego na tę dolegliwość…, obiecuję sobie nie dziwić się niczemu i masz, jak tu nie zrobić wielkich oczu ze zdziwienia? Cukier dla tygodniowego maluszka…
I tak się plecie to życie matek polek, wcale nie feministek, za to często pozostawionych samym sobie z kruchym poczuciem, że wiem czego potrzeba mojemu dziecku, wiem najlepiej na świecie i wara mi od tego, co sama jem i jak karmię. No właśnie, tylko jak nie zareagować? Jak przejść obok, no kurcze jak?
Myślę, że kiedy nam się wydaje, że takie jesteśmy coraz mądrzejsze, oczytane, zorientowane na dzieci i ich dobro i promujemy się z tą wiedzą i wymieniamy doświadczenia, mnóstwo dzieci tuż obok, za ścianą może je byle co i byle jak, bo mama je kocha najbardziej na świecie, tylko nikt jej nie powiedział co jest dobre. I jaki masz pomysł na pomoc tym maluszkom?