Rewelacja! Ta książka, to rewelacja, po pierwsze jest pięknie wydana, pięknie ilustrowana i do tego niesie niezwykłą treść…, pewnie, nie każdy się ze mną zgodzi, że ta treść jeszcze ma znaczenie, postaram się jednak udowodnić, że jest inaczej…
Książka skierowana jest do młodego erudyty, czyli do kogo? Trudno powiedzieć, ja mam za małe dzieci, żeby dla przyjemności, czy z ciekawości szukały wyjaśnienia i definicji słowa np. “reperkusja”, udaje mi się jednak pracować z młodzieżą prawie, prawie dorosłą w sensie osiemnastoletnią i przyglądam się z ciekawością, z jakim dorobkiem kulturalnym i zasobem wychodzą z domu i wchodzą w świat dorosłych.
I możecie sobie wyobrazić moje zaskoczenie, i nie ukrywam także rozbawienie, kiedy robimy ćwiczenia, w których książka “Sylaboratorium” jest mi pomocna. Pracujemy np. w dwóch grupach, każda dostaje na kartkach dwa słowa, mało popularne i prawie już nie używane i ma za zadanie stworzyć definicję i tak ją przedstawić drugiej grupie aby ta zgadła, jakie to za słowo? Zabawa trwa, grupa wysila się w podpowiadaniu o jakie słowo im chodzi, i tu rzecz dotyczy: sprzątania, ogromnego bałaganu, nieporządku, strasznego wprost “syfu”, sama robię się ciekawa o jakie słowo grupie chodzi? w końcu, kiedy już nie ma pomysłów o jakie słowo chodziło, odkrywamy kartkę i dowiadujemy się, że to “mezalians”…
Albo inne słowo, definicja wypracowana przez młodzież kręci się wokół ptaka, bo to na pewno jakiś ptak jest, no faktycznie koniec, końców okazuje się, że to słowo “młokos” na myśli mieli…
Nie, bynajmniej nie śmieję się z młodzieży, przeciwnie dobrze się z nimi bawię to raz, a dwa kolejny już raz zadaję sobie pytanie, czy ta wiedza, co znaczą owe słowa, jest ważna? czy się nam przydaje, i do czego nam to jest potrzebne? Jesteśmy uzależnienie od technologi, przez co rzadziej kontaktujemy się bezpośrednio z drugim człowiekiem, rzadziej ze sobą rozmawiamy, rzadziej budujemy bliskie relacje, poznajemy się, opowiadamy o sobie prawdziwie i szczerze, coraz mniej nas w nas… Niestety coraz mniej też czytamy, a nawet jeśli, to jet to literatura na wskroś współczesna.
Naprawdę, staram się dobierać dzieciom do wspólnego czytania, książki i mądre i ciekawe, zwracam uwagę na autora i wydawnictwo. Możecie więc wyobrazić sobie moje zdziwienie po pasjonującej lekturze np. Basi, poznaliśmy historię innej Basieńki, sprzed wielu lat. Przeczytałam z dziewczynkami “Awanturę o Basię” i normalnie czapki z głów, jaka to jest trudna lektura, jakie tam są słowa, trzeba było sprawdzać w słowniku, ale nasze dzieci, już wiedzą kto to jest “młokos”, i, wiedzą też, że lektura książki nie zawsze jest li tylko pasjonująca, ciekawa, ale i wymagająca: uwagi, skupienia, czy sprawdzenia w słowniku co autor na myśli miał?
Po co czytać “Sylaboratorium” ? na to pytanie, odpowie prof. Bralczyk: “żeby wiedzieć”! tylko tyle i aż tyle…
https://egmont.pl/Sylaboratorium,3322884,p.html
Jako dzieciak świetnie czytający od 4 roku życia, Awanturę o Basię przeczytałam dość szybko, ale z ogromnym trudem. Dziś pewnie byłaby jeszcze trudniejsza – w końcu język ewoluuje, zwłaszcza ten prosty, dziecięcy 😉
Książka wygląda ciekawie! Co prawda nie będę uczyć mojej dwulatki, co to “reperkusja”, ale kto wie, może w przyszłości 🙂
No faktycznie, nie jest to książka dla dwulatki 🙂
ale koniecznie trzeba ją pooglądać, mnie się bardzo podoba!
Jak to po co? od poznania liter a potem i sylab zaczyna się proces czytania przez dziecko. Sylaby są więc tutaj podstawą 🙂
Książka wydaje się być bardzo pomocna 🙂
jak najbardziej!
Myślę, że kupiłabym tę książkę, ale tylko ze względu na obrazki 🙂 Wolę dla swojego dziecka lżejszą treść na początek 🙂 🙂
można powiedzieć, że książka służy do zabawy, dla obrazków warto też po nią sięgnąć!
W dzieciństwie często zdarzało mi się wyskoczyć z jakimś słówkiem poznanym w książce, które np. moi rodzice doskonale rozumieli, a moi rówieśnicy nie. Ale ręce mi opadły, gdy znajomi nie mieli pojęcia co to jest skopek. To było na studiach, powiedziałam chyba “skopek mleka”, a oni szok i niedowierzanie, o czym prawisz jaśnie pani! Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że ktoś w tym wieku może nie znać tego słowa. A jednak, to ja wyskoczyłam z takim cudakiem.
Eh… czytanie książek bawi, chroni od nudy, ale też uczy 🙂
Na chwilę obecną byśmy kupiły ją raczej dla siebie, a w przyszłości pokazały ją także młodszym osobom 🙂
Bardzo dobry pomysł!