Jak to jest? Ledwie człowiek coś zaplanuje, zaangażuje pół świata babć, cioć i dziadków i kiedy wszystko dograne, dopracowane do ostatniej minuty…, przychodzi Kalinka i mówi: ” mamo, zimno mi”, dotykam czoła i już wiem, cały misterny plan właśnie się rozsypuje, ale nie, resztkami sił trzymam pion i idę po termometr, tylko spokojnie, nie demonizuj niech przemówią cyfry. Po kilku minutach 38,4 jest i gorączka…, no dobra trzeba wymyślić kolejny plan.
Trzeba wszystko przeorganizować, zaangażować kolejne miłe osoby do pomocy w opiece nad dzieckiem, czasem odpłatnie a czasem po sąsiedzkiej dobrej znajomości. Zwykle po gorączce jednego, kiedy już jest lepiej i można by zaplanować coś fajnego znów, przychodzi czas na kolejne dziecko. U nas cała sztafeta trwa właśnie tydzień, najpierw nie wypalił wyjazd dzieci do dziadków, a od dziś jest półkolonia więc Ida leży i fatalnie się czuje i zdecydowanie nigdzie jutro nie pójdzie…, i znów trzeba wymyślić kolejny plan zaopiekowania chorego dziecka.
Także pewnie sami wiecie jak ciekawe i zaskakujące potrafi być życie rodziców trójki dzieci “sportowców”…
Haha skąd ja to znam…