Szczęśliwe dziecko, czyli kto?

Dziś w pracy, na spotkaniu z uczniem, kiedy już po doradztwie zawodowym “obgadywaliśmy” polską szkołę, byłam pod wrażeniem, jak młody człowiek, który nie żywi szczególnie ciepłych uczuć wobec szkoły, nauczycieli, nauki, dokłada starań, próbuje zrozumieć, jak ciężką pracę nauczyciele wykonują.           ( przyznaję się od razu, ja tyle wyrozumiałości w sobie nie znalazłam, może dlatego, że dawno nie siedziałam w szkolnej ławce…)

Młody, empatyczny uczeń! Nie wiem komu gratulować, szkole-nauczycielom? rodzicom? W końcu trzeba mieć całkiem dobry kontakt z samym sobą, żeby zrozumieć innych, a gdzie można się tego nauczyć?

Na pewno w duńskiej szkole, gdzie już od przedszkola funkcjonuje myślenie oparte na empatii i zaufaniu, gdzie pozwala się dzieciom na przeżywanie emocji, uczy się te emocje nazywać, a przy tym szanuje się indywidualizm każdego dziecka, jego zainteresowania, talenty. Gdzie nauczyciele są ciekawi dziecka!

Wyobraźmy sobie dom, szkołę, gdzie dorośli nie skupiają się na dziecku przesadnie, nie kontrolują, nie inwigilują, na mają przez cały czas “oka” na to co robi dziecko. Takie miejsce, gdzie uczeń-dziecko cieszy się zaufaniem?

Myślę, że to jest duże wyzwanie, dla mnie jako rodzica, zaufać, że dziecko będzie pamiętało o zadaniu domowym, o spakowaniu stroju na wychowanie fizyczne, o daniu mi do podpisania zgody na wyjście ze szkoły, o pamiętaniu o tylu ważnych sprawach każdego dnia. Ponieważ każdy jest inny, wiem, że jedno dziecko “ogarnie” temat, a drugie niekoniecznie, ale czemu miałabym zakładać, że od razu wszystkim pójdzie gładko?

Prawdą jest, że chcemy dla dzieci jak najlepiej, chcemy, żeby we wszystkim były świetne, najlepsze, szukamy pomocy w książkach i poradnikach, które nie raz i nie dwa wpędzają nas w poczucie winy i pokazują, że doskonały rodzic to nie ja! To nam rodzicom brak wiary we własne kompetencje rodzicielskie. Często traktujemy rodzicielstwo jak kolejną pracę do wykonania, w której najbardziej boimy się porażki, i z tego strachu robimy sporo głupich rzeczy, bo zwyczajnie po prostu nie ufamy, ani sobie, ani naszym dzieciom.  Nie dajmy się tresować i nie pozwólmy tresować naszych dzieci, a przede wszystkim sami ich nie tresujmy!   W końcu, nie wszyscy jesteśmy pod linijkę!

I całe szczęście 🙂

Jednak, żeby to zauważyć, żeby się nad tym zreflektować, i w końcu, żeby to zaakceptować potrzeba czasu i woli, a przede wszystkim chęci i zaufania do siebie jako rodzica. Bo kto lepiej zna Twoje dziecko? kto lepiej zna Ciebie?              Zaufaj temu co już wiesz i wciąż bądź ciekaw, tego kim staje się drugi człowiek (nieważne ile ma lat).

Pozwól sobie i dziecku na budowanie relacji, opartych na zaufaniu, podszytych ciekawością i empatią. Powodzenia!

Jak podnieść kompetencje, a prościej, jak zadbać o relacje z dziećmi?

Trochę mam z tą książką tak, że mi nie idzie…, czytam, odkładam i znów do niej wracam, trwa to już chyba z rok. I znów wróciłam i tym razem nie odpuszczę! Skąd mój opór? trudno jednoznacznie powiedzieć, na pewno nie jest to lektura łatwa, książka ważna, ale i wymagająca, przede wszystkim zmian w nas rodzicach i stąd mój trud i opór pewnie też. Ale jest! przeczytana, pokreślona, oznaczona, teraz muszę tylko, jasno i klarownie napisać, co ja o tym myślę i dlaczego warto po ten tytuł sięgnąć?

Zacznę od końca książki i początku dziecka: RODZICE i tu pozwolę sobie zacytować: “dawniej nie oczekiwano od człowieka, że będzie się rozwijał, ale że będzie się  dostosowywał. Gdy zakładano nową rodzinę, jej oczekiwania były zbieżne z oczekiwaniami rodziny w której się wyrosło: żądano poświęcenia. Człowiek miał wyrzec się samego siebie na rzecz innych” obecnie rodzina buduje partnerskie relacje oparte na szacunku, dlatego chcemy się rozwijać, nie dlatego, że inni narzucają nam swoje warunki, ale aby nasi bliscy nie cierpieli, no i żeby byli szczęśliwi…

A co pozwala na ciągły rozwój rodzicielski i osobisty? Jesper Juul uważa, że utrzymanie przyjaźni i intymnej płaszczyzny w związku. A ja się z tymi słowami bardzo zgadzam, na ile rozmawiając z sobą wchodzimy zawsze w rolę matki i ojca, a na ile rozmawiamy z sobą o nas samych…, przecież jesteśmy ludźmi z bagażem własnych doświadczeń, z uczuciami, potrzebami, historiami i marzeniami, które istnieją niezależnie od odgrywanej roli w rodzinie. Zagrożeniem dla małżeństwa jest nieznajomość narzędzi pozwalających na ożywienie związku. Dlatego trzeba koniecznie przypominać sobie i dbać o partnerstwo w związku, o to żeby rozmawiać z sobą jak mężczyzna z kobietą, jak przyjaciele i kochankowie, jak dwie odrębne jednostki!

A wracając do dziecka, to w jaki sposób nabywa ono kompetencji? I co to w ogóle znaczy: kompetentne dziecko? w pierwszej kolejności autor odwołuje się do wartości rodziny i definicji, ja zwróciłam uwagę na ustalenie granic, nie raz już pisałam o granicach i czas zrewidować dotychczasowy pogląd na stawianie granic, nie powiem, że się przy tym upierałam, ale na pewno uważałam, że należy stawiać granice innym, szczególnie dzieciom, bo wtedy rozwijają się w sposób harmonijny i prawidłowy. Odkrywcze jest dla mnie, że i ja i dziecko powinnam i mogę wyznaczyć swoje własne granice i je szanować! Stawianie ograniczeń innym ludziom, jest przejawem chęci sprawowania władzy…

Warto wspomnieć o sprawiedliwości, utwierdzanie się w przekonaniu, że w procesie wychowawczym krytykowanie, i poprawianie dzieci jest konieczne, bo przecież dziecko jest winne! celem takiego wychowania jest nie nasze dziecko, a opinia innych ludzi, na temat zachowania naszych dzieci, kto ma “nieidealne” dziecko ten, wie jak frustrujące jest przebywanie z nim w większym gronie osób i strach, co sobie o mnie, jako matce-rodzicu pomyślą, obserwując zachowanie dziecka.

Cały rozdział poświęcony jest tematowi współdziałania, dzieci są mistrzami współdziałania, uważnie obserwują rodziców i odzwierciedlają nasze uczucia i emocje, które nie zawsze chcemy udostępniać światu. Działa to bez względu na to jakie uczucia i emocje okazujemy: dzieci krytykowane, będą krytykować, wychowywane w domach, gdzie panuje agresja, będą agresywne, dzieci o które się dba, dbają o innych. Współdziałanie łączy się z kolejnym bardzo ważnym rozdziałem na temat integralności, przeczytacie tu jak my rodzice niszczymy integralność naszych dzieci, jak wzrasta liczba rodzin tyranizowanych przez dzieci, dzieje się tak kiedy dzieci otrzymują zbyt wiele tego czego pragną, a za mało tego czego potrzebują, kiedy dziecko zachowuje się w sposób destrukcyjny, cza aspołeczny to zawsze dzieje się tak, dlatego, że naśladuje dorosłych…

Może jeszcze słów kilka o poczuciu własnej wartości i wiary w siebie, to pierwsze wskazuje na to, że czujemy się dobrze sami ze sobą, jesteśmy niezależni, jest podstawą naszego istnienia i przez całe życie ulega przemianom. Natomiast wiara w siebie, jest miarą tego do czego jesteśmy zdolni,odnosi się do rzeczy, które umiemy zrobić i do celów, które możemy osiągnąć. Różnica pomiędzy poczuciem własnej wartości a wiary w siebie, jest istotna: wzmocnienie wiary w siebie nie doprowadzi do zbudowania poczucia własnej wartości…

I z tym Was zostawiam, uważam, że książkę przeczytać trzeba i dobrze mieć ją na własność, bo to wbrew pozorom nie jest lektura łatwa i lekka, wymaga dużego skupienia i gotowości do zmian…

Dobra wiadomość jest taka, że mam dwa egzemplarze do oddania dla chętnych i gotowych rodziców!!! co zrobić, aby książkę otrzymać dam znać zainteresowanym na FB dzieci-śmieci.pl

Twoje kompetentne dziecko, Jesper Juul, wydwanictwo MIND

dzięki uprzejmości pana Dariusza Syski z wydawnictwa MIND

http://wydawnictwomind.pl/

 

 

 

 

 

 

 

 

Kto jest tchórzem?

Albert, nasz ulubiony bohater, lat 6! dziś o tym czy  Albert jest tchórzem?  W opinii kolegów i koleżanek z przedszkola jest, bo kiedy dochodzi do bójki, Albert zawsze się poddaje, nie chce się bić, więc się nie bije! Koledzy podejrzewają, że po prostu nie umie, za słaby jest…

Prawda jest taka, że Albert bić się nie chce, bo nie lubi! Z mojego punktu widzenia, nikt nie lubi się bić, a przynajmniej nie powinien, bo co tu do lubienia jest? Rzecz dzieje się w przedszkolu, maluchy na różne sposoby rozwiązują swoje problemy i nieporozumienia, najprościej komuś przyłożyć, a potem oddać i bójka gotowa! A Albert nie, nie będzie się bić, bo nie lubi.

A co dorośli mówią na temat bójki?

“- Oj, dzieci, dzieci! Nie bijcie się! Trzeba żyć w zgodzie. I nie wolno używać przemocy! Oj, nieładnie, wstydźcie się!”, a wieczorem przed telewizorem podziwiają spryt niejednego zabijaki, krew się leje, strzelanina, walka dobra ze złem w świecie dorosłych.

Problem siłowego rozwiązywania (grzecznie mówiąc) nieporozumień w ostatnich dniach pojawia się w mediach w kilku odsłonach, pobicie gimnazjalistki przez koleżanki, brak reakcji otoczenia, pomocy ze strony dorosłych…, agresywne zachowanie policji wobec przesłuchiwanego, młodego człowieka! Przemoc fizyczna wśród młodzieży i dorosłych, kto tu jest tchórzem?

Nasz ulubiony bohater Albert, wie co zrobić, żeby nie robić tego czego nie lubi, a do tego potrzebna jest odwaga!

Każda książka z przygodami Alberta jest mądra i uczy zarówno dzieci jak               i dorosłych, każda jest punktem wyjścia do rozmowy z dzieckiem na tematy ważne na każdym etapie życia, nie tylko kiedy ma się lat 6 i jest się dzieckiem. Tym razem o przemocy, to dobry czas, żeby porozmawiać z dziećmi kiedy jesteśmy odważni i jak skutecznie rozwiązywać nieporozumienia…

Polecam:  wydawnictwo Zakamarki

“Czy jesteś tchórzem, Albercie?” Gunilla Bergström

 

Od kropki do kropki!

Bywa, że temperament naszych dzieci, wyprzedza je o kilka dni, a nas o wiele więcej. Najciekawiej jest z najmłodszą, nie chodzi tylko biega, nie mówi, tylko krzyczy, zwykle jej się spieszy, więc jest dużo hałasu i zamieszania…, utemperowanie jej temperamentu na tym etapie rozwoju niemożliwe jest po prostu. No i po co?

Trzeba znaleźć takie rozwiązania, które będą dla wszystkich dobre, czyli niemożliwe…, choć czasem, a nawet częściej niż czasem nam się udaje. Kalinka lubi kolorować, przepada za ładnymi kredkami, potrafi się zapomnieć i rysować, rysować, aż brat lub siostra nie wpadną na pomysł, żeby ten spokój zburzyć…

Innym sposobem na chwilę ciszy i spokoju jest wspólne czytanie, Kalinka wtulona zaśmiewa się ostatnio z przygód Hani Humorek: “Mania Pisania słynna reporterka”, ale i ta błoga chwila nie trwa za długo, trzeba tę przyjemność dozować, bo dziecko nasze szybko się nudzi. Na szczęście ostatnie przygody Hani, to krótkie opowiadania, pełne humoru i mądrej treści. Znalazłyśmy odpowiedź na pytanie: “czy faraon Tutanchamon lubił gumę do żucia?”, też jesteście ciekawi? wyobraźnia dziewczynek moich i Hani z przyjaciółką Manią nie ma granic, można się od nich uczyć, a już na pewno można się z nimi dobrze bawić.

Znalazłam jeszcze jeden sposób na moje dziecko, które właśnie pyta mnie, ile jeszcze będę pisała bo ciasteczka chciałaby upiec i nawet już przygotowała wszystkie składniki…, także zaczynam się spieszyć. Inny sposób na zajęcie Kalinki  to jeszcze jedna książka wyd. Egmont: “Połącz kropki Paryż”, na pierwszy rzut oka byłam pewna, że tytuł nadaje się dla starszych dzieci, może Ida, nawet Kuba. Ale co zrobić, kiedy to najmłodsza zabrała się za łączenie kropek i zainteresowała się tym, co pojawia się na stronie po ich połączeniu. Czytamy więc o zabytkach Paryża i poznajemy ich historię. Te trudniejsze, a jest ich sporo sama z przyjemnością połączę, także rewelacja, każdy ma swoje kilka minut na wyciszenie, choć wygląda na to, ze to ja ich najbardziej potrzebuję…

Obie książki dostałam od wydawnictwa EGMONT, dziękuję!

Teraz lecę robić ciasteczka, a to już zupełnie inna książka.

Minecraft z kolorowanką

IMG_20160720_161624Odkąd nie ma już z nami niani i czas wolny dzieci (wakacje, ferie, święta) ogarniamy samodzielnie, czasem z krótkim pobytem  u babci w Lasocinie…

Właśnie odkąd tak jest nie przepadam za wakacjami, jestem sfrustrowana, spięta i niepewna sytuacji jaką w domu zastanę po powrocie z pracy. Najmłodsza nasza latorośl przebywa znów w przedszkolu, a Jakub i Ida chwilowo na półkolonii, ale to jeszcze kilka dni i znów będą nudzić się w domu.

Jest to czas wymyślania coraz to nowych atrakcji przez rodziców, na szczęście wydawnictwo Egmont przyszło mi z pomocą, dziewczynki obdarowane kolorowanką i książeczką z zadaniami zajęte są już od godziny przynajmniej. Kłócą się przy tym, bo każda chce to co ma druga…, koniec końców dochodzi do porozumienia i zgodnej pracy obu pań

 

IMG_20160720_162106 IMG_20160720_162128 IMG_20160720_181436

Kuba też skorzystał, ponieważ ma to na czym w ostatnim czasie bardzo mu zależy, to jego ulubiona i jedyna gra, podczas której często sięga po książkę…

MINE_SURVIVAL_EMPIK-217x320Z pasją buduje coraz to nowe światy, pokoje, domy, ogrody szpera po internecie w poszukiwaniu inspiracji i rozwiązań problemów jakie napotyka. Osobiście nie mam o tym pojęcia ale najnowszy poradnik Minecraft z przykrością stwierdzam, że częściej jest w rękach Kuby niż lektura na wakacje, wypożyczona w bibliotece: “Wakacje z duchami”, które też czyta tylko z mniejszym zapałem i zdecydowanie rzadziej.

Także można dzieciom zorganizować czas przynajmniej na chwilę czasem dłuższą, czasem krótszą, oderwać od telefonu i bajek w telewizorze, dowiedzieć się (choć to strasznie dla mnie skomplikowane) na czym to budowanie polega. I wspólnie z dziećmi malować wodą, czy zmazywalnym flamastrem. Polecam wydawnictwo Egmont.

 

 

Co dostałam od rodziców i co dam swoim dzieciom?

IMG_2558 Wychowałam się w dużej rodzinie tak zwanej wielodzietnej i bardzo dobrze było mi zawsze z tym. Mam brata i trzy siostry, z czego najmłodsza właśnie osiągnęła pełnoletniość. I o tym chciałam napisać, dlaczego jestem taką mamą jaką jestem…

W dzieciństwie nie przypominam sobie, żeby czegoś nam brakowało (choć mama twierdzi, że wciąż czegoś nie było!) jedzenie smakowało mi zawsze, ubrana też byłam, mama “goniła” nas do pracy, była mistrzynią delegowania zadań, za co jestem jej wdzięczna, bo dziś nie zastanawiam się nad tym czy sprzątać, czy gotować, czy prasować, po prostu to robię. Nie boję się też dzielić obowiązkami z mężem i dziećmi. Nie przerażają mnie ich reakcje i miny:)

Miałam tez dużo swobody, zasady były tak klarowne, a reakcje rodziców przewidywalne, że zawsze wiedziałam kiedy przesadziłam! A przesadziłam nie raz i nie dwa. Konsekwencje też nie zaskakiwały, ale zawsze były przykre.

Mama czuwała nad nami, dbała, prała, gotowała, sadziła i zrywała, karmiła i była obecna przez cały czas, naprawdę. Pamiętam sytuacje kiedy wracałam ze szkoły na przykład i mama nie czekała na nas w domu, to nie było normalne, zwykle wracałam do domu gdzie  była mama, tak oczywista jak powietrze i ciepły obiad (natenczas także oczywisty).

Ale i w pewnym momencie życia pozwoliła nam iść już własną drogą i ponosić konsekwencje decyzji, to nie było łatwe. Tato bardziej przejmował się naszymi emocjami, życzliwie słuchał, przytulił, niewiele mówił…

kuba_02Po drodze bywało, że wściekałam się na rodziców, nie zgadzałam się z nimi i negowałam ich decyzje. Dziś z perspektywy lat i doświadczenia bycia rodzicem, myślę sobie (bo już wiem ile pracy, wysiłku, czasu i zaangażowania wymaga rodzicielstwo), że miałam świetne dzieciństwo, posiadanie rodzeństwa i jasnych granic, poczucie, że jest się kochanym i swoboda w formułowaniu własnych myśli oraz poglądów wśród najbliższych to wyjątkowa sprawa. Nauczyłam się bycia samodzielną i odważną, podobnie jak całe moje rodzeństwo (najlepszym przykładem jest najmłodsza siostra Zuzka, w maju osiągnęła pełnoletniość i właśnie radzi sobie w tak zwanym wielkim Świecie bo jest w Stanach Zjednoczonych, samodzielna, zaradna w obcym wielkim mieście, daje radę. Jestem z niej dumna!)

A jaką ja jestem mamą? Pewnie ocenią to nasze dzieci za jakiś czas…, cel mam jeden, wychować je do samodzielności! Dom w którym panują proste, jasno sformułowane zasady, a reakcje oraz wymagania rodziców też nie są zaskakujące. Bardzo jesteśmy z mamą różne, nasze dzieci nie wracają do mieszkania gdzie czeka mama i podaje ciepły obiadek. Ja lubię wyjść do pracy i zatęsknić za domem, nie jestem obecna w życiu rodziny tak intensywnie jak moja mama, realizuję własne potrzeby, ale zawsze najbardziej lubię wrócić do męża, dzieci, swojego mieszkania i być obecną, zaangażowaną…