Przymuszeni do pozostania we własnych domach, mieszkaniach, czasem większych, częściej mniejszych, wszyscy razem, dorośli, dzieci, zwierzęta. Po dwóch pierwszych tygodniach zdecydowanie sięgamy granic. Myślę, że to dobry moment, żeby o granicach osobistych i cudzych napisać.

Też znacie stwierdzenie, że dzieci muszą znać granice, mieć jasno postawione zasady i reguły. Tylko wtedy czują się bezpiecznie, i wiedzą co im wolno, a czego nie. Dopóki nie urodziłam własnych dzieci i nie zaczęłam być matką, zasada ta wydawała mi się rozsądna, moi rodzice w ten sposób wychowywali mnie i moje rodzeństwo, dlatego była mi też bliska, do czasu, kiedy nasze dzieci zaczęły używać i nadużywać słowa: “nie”.
Nieprościej byłoby to dziecięce “nie” zbagatelizować, przekonywać do zmiany, czy zwyczajnie ignorować. Zauważyłam jednak, że moje argumenty, tłumaczenia, manipulacje nie mają większego znaczenia, a nawet nie trafiają do odbiorcy. Nie jestem zwolenniczką przegadanego wychowania, to z tymi granicami, też tak różnie bywało. Aż do czasu, kiedy poznałam pedagogiczne podejście Jespera Juula. On zawsze uważał, że i dzieci i rodzice mają największe korzyści, kiedy starają się postępować zgodnie z samym sobą, a nie jakąś teorią.

Jednak temat osobistych granic, jest niezwykle ważny i o nim traktuje ostatnia książka, przetłumaczona na język polski pana Jespera Juula: “O granicach, kompetentne relacje z dzieckiem”, muszę zacytować: “Kiedyś było normą, że gdy rodzice wyznaczali swoje granice, niemal zawsze przekraczali tym samym granice dziecka, zgodnie z zasadą: “Ty musisz respektować moje, ale ja nie muszę twoich”. Dzieci, które były często ranione, same uczyły się ranić innych, a gdy ich agresja została stłumiona przemocą, najczęściej wybuchała ze zdwojoną siłą, kiedy dorastały” – znam wiele takich rodzin i ludzi młodych, którzy już płacą cenę za to, że rodzice nie potrafili z szacunkiem odnosić się do ich granic.
Odpowiedzialność za tę sytuację zawsze ponoszą rodzice, niestety zwykle dzieje się tak, ponieważ sami nie potrafią postawić własnych granic, a nawet kiedy je postawią mają problem z zadbaniem o ich respektowanie. Dziecko uczy się jak stawiać granice i jak je sznować, zderzając się z granicami rodzica i obserwując, jak on o swoje granice dba. I wiecie co w tym jest niezwykłego (choć przecież zupełnie zwyczajnego), że w dbaniu o te granice, jesteśmy autentyczni właśnie. Komu nie zdarzyło się zrobić awantury, o ruszanie jego osobistych rzeczy…, czy rodzic może zrobić dziecku awanturę? jeśli nie robi tego w sposób krzywdzący i poniżający to oczywiście, że tak. Kiedy emocje opadną, a dziecko jest gotowe, żeby porozmawiać, dobrze jest przeprosić za swój wybuch, powiedzieć o swoich odczuciach i tyle…. Udawanie, że nic się nie stało, nie zbuduje zdrowej relacji z dzieckiem.

Jesper Juul mądrze twierdzi, że uczucia rodziców nie sa w stanie skrzywdzić dziecka. Krzywdę mogą wyrządzić mu tylko słowa, które towarzyszą uczuciom. Dzieci nie lubią, kiedy się na nie krzyczy, nie lubią kiedy rodzice się kłócą, ale nie ponoszą z tego powodu poważnej szkody.
Będąc rodzicami niemowlęcia, maleńkiego dziecka oddajemy wszystko, poświęcamy się w dawaniu, jest to doświadczenie wzbogacające, ale i frustrujące, fajnie jest od razu widzieć efekty naszej troski. Tyle tylko, że wychowanie to inwestycja długoterminowa, efekty zobaczymy za kilka, kilkanaście lat. W całej naszej ofiarnej miłości do dzieci, kiedy zaspokajamy ich potrzeby i pragnienia, tracimy z oczu siebie. Jeszcze większy problem jest wtedy, gdy nie widzimy różnicy, między tym czego dziecko potrzebuje, a tym, na co ma ochotę. Obsługujemy, służymy dziecku, spełniamy jego zachcianki, dzieci postawione w centrum stają się plagą dla otoczenia, traktując innych tak, jakby istnieli jedynie dla ich potrzeb, stają się tyranami.

Podoba mi się to, że nie zmienimy takiego zachowania trenując się w stawianiu granic i mówienia “nie”, rodzice i otoczenie powinni najpierw odkryć swoje potrzeby, pragnienia i znaleźć odwagę, żeby je artykułować i traktować poważnie. Nauka mówienia sobie “TAK”!, jeśli to się uda, tyran zmieni się w dziecko – naturalnie nauka szanowania cudzych granic chwilę potrwa, dziecko będzie się złościć, płakać, smucić. Z wiekiem coraz lepiej radzi sobie z tymi trudnymi emocjami. Zadaniem rodzica jest pomoc w odróżnieniu frustracji od smutku, danie dziecku czasu na poradzenie sobie z emocjami, naukę ich kontrolowania – czas jest często cudownym środkiem zaradczym na konflikty z dziećmi, dobrze o tym pamiętać w czasie przedłużającej się kwarantanny.

Czas i lektura tej książki… 😉 Tymczasem koniecznie doczytajcie o konfliktach, i “nie” mówionym z miłości. Gdy nauczymy nasze dzieci mówić “nie” bez wyrzutów sumienia, nauczymy ich dbania o siebie i brania odpowiedzialności za własne potrzeby. Ludzie, którzy potrafią brać odpowiedzialność za siebie, mają także więcej poczucia odpowiedzialności za innych.
Koniecznie przeczytajcie:
Kwarantanna nie będzie trwała wiecznie. Gdy tylko się skończy, planuję zorganizować urodziny, które zostały odłożone w czasie.