Ciekawe, kto pamięta słowa piosenki Hanny Banaszak: “w dziurawym bucie mieszka mysz, nieźle go sobie urządziła…”, ja pamiętam i kiedy sięgam po “Mysi Domek” to też myślę sobie, że nieźle to sobie autorka wymyśliła. Książkę znamy już od dawna, przewertowaliśmy ją wielokrotnie, do historii przygód wracamy rzadziej, ale do ilustracji wciąż.
Nie ma się co dziwić, autorka sama od pierwszego skrawka materiału poprzez każdą małą niteczkę stworzyła mysi domek i ten domek zachwyca, oryginalnością, szczegółami, pomysłami i nieograniczoną wyobraźnią. Przede wszystkim jednak zaangażowaniem i ogromem pracy mnie ujęła, można gapić się wciąż i wciąż i dostrzegać coś nowego. Dlatego nie przeszkadza mi szczególnie w tym wypadku uproszczona fabuła i nieporywające przygody Juli i Sama.Widać to na przykład przy rozdziale Skrzypek, kilka zdań i wyraźna niechęć do muzyki u Juli, ale kiedy przyjrzeć się ilustracji: proszę płyta Coltrane z Monkiem, u mojego męża na półce można znaleźć taką samą.
Z drugiej strony Julia jest ciekawa i rezolutna, Sam wstydliwy i bardzo grzeczny. Julia ma tylko mamę i często czuje się samotna, Sam otoczony z każdej strony rodzinę: dużo rodzeństwa, dziadkowie, babcia, rodzice, tłoczno i gwarno. Tym sposobem myszki się uzupełniają, uczą od siebie i mocno przyjaźnią.
Powstały już kolejne tomy przygód Juli, Sama i ich wspólnych znajomych, wszystkie wykonane z tym samym wyczuciem smaku. Zachęcam do oglądania!